Wszyscy mają klatki - mam i ja:
Nic to, że nie wisi, ale stoi prowizorycznie na (przemalowanym przeze mnie) stole. Może za miesiąc zdołam ją wreszcie powiesić. W środku tymczasowo zamiast świec albo kwiatów - Fryderyk w malowanej i przetartej ramce. Nie wygląda na zachwyconego... Cóż począć ;)
Btw,tak się jakoś w mym życiu składa, że wszystko to, co najlepsze, zawdzięczam Chopinowi (no i Rodzicom, rzecz jasna :)).
Franciszek Liszt, autor pierwszej monografii, poświęconej polskiemu artyście, podsumował jego życie następująco: "Ku Dobru drogą Piękna". I trudno o lepsze określenie.
Niestety, pokutujący wciąż stereotyp ukazuje Chopina jako wymizerowaną, kaszlącą mimozę. Tymczasem faktycznie był to człowiek silny, prawy i konsekwentny.
Kwintesencja odpowiedzialnego mężczyzny, który - choć tęsknił za domem rodzinnym, marzył o własnej rodzinie, małżonce - zrezygnował z ożenku, świadom, że brak stabilizacji finansowej odbiłby się niekorzystnie na ukochanej kobiecie i dzieciach.
Każdy, kto zapoznał się z biografią chociażby Mickiewicza wie, jak trudno mu było pogodzić brak kasy i artystyczną naturę - która ma swoje prawa - z obowiązkami męża i ojca rodziny. Chopin wiedział to doskonale. I to poniekąd a priori.
Ale wielu geniuszy nie grzeszyło rozwagą. Choćby Mozart. Btw, parę lat temu zdarzyło mi się upolować barwioną XIX-wieczną litografię pt. Requiem Mozarta. Jest słodka (za Fryderykiem, po lewej stronie: Mozart oraz Salieri rzecz jasna :) w drugiej ramce z przemalowanego, złotego plastiku - babcina pocztówka z motywem romantyczno-muzycznym. To lubię ;)
Abstrahując od zalet natury duchowej, Chopin szczycił się wysublimowanym smakiem i gustem. Mimo iż podówczas modny był przepych, złocenia i ornamenty (vide ambicje mieszkaniowe Balzaka), kompozytor cenił subtelne, stonowane kolory, wykwintne acz nienachalne umeblowanie i sprzęty najwyższej jakości.
Czy zagustowałby w stylu shabby chic? Prawdopodobnie biel i szarości zyskałyby jego aprobatę. Bezpretensjonalna elegancja również.
Choć czy styl ten faktycznie jest bezpretensjonalny? ;)
Na ile taśmowa oryginalność jest wciąż oryginalna? Czy obowiązkowe klatki, korony, manekiny, serduszka są wyrazem indywidualizmu czy mody?
Nieważne :)
Mnie styl ten ujął głównie życzliwością dla najróżnorodniejszych dodatków.
Tak, życzliwością, bo wszystko współgra w nim świetnie: od skrzynek, wiklinowych koszyków, przez tekstylia, przecierane ramki, serwetki i figurki z mas plastycznych, po gięte żelazo, kryształ i porcelanę.
Wszechobecna biel to wspólny mianownik elementów, które być może kłóciły by się z sobą bez bieli.
Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam rękodzieło. Szydełkowanie, haft, plecionki, lepionki itp. zajęcia, wywołujące entuzjazm u dzieci i popłoch u ich rodziców (ech, to przerażenie Mamci na widok plasteliny w mych rękach;).
Dopóki w pokoju królował gargamel i drewno, dopóty masa solna, ozdobne kartoniki/wiklina nie miały w nim racji bytu. Było dęto i ciężko. Fakt, meble miały potencjał kształtu, ale metraż niweczył (i nadal niweczy) cały ich urok.
Cóż - pozostaje modlić się o lepsze wnętrze... I więcej kasy ;)
W każdym razie, uświadomiwszy sobie to wszystko, postanowiłam przestylizować przestrzeń. Bez tego kroku eksperymentowanie handmade nie miałoby racji bytu.
Dziś walczę z tapicerką. Nie wiem, co z tego wyniknie, jeśli coś sensownego, pochwalę się efektami...
Póki co, kot coraz gorzej znosi przedłużający się bałagan. Na domiar złego nie może odkrztusić kłaczków i za nic w świecie nie chce przyjąć lekarstwa :(