piątek, 28 grudnia 2012

Święta, Święta... i po Świętach

Nie zdążyłam.
Ale to było do przewidzenia, zwłaszcza że kilka dni po inauguracji "Wielkiej Metamofrozy Mojego Pokoju" złamałam prawą rękę. W łokciu.
Wywaliłam się koncertowo na stertę ciężkich jak betonowe bloki drzwiczek od dębowego kredensu. Okropnego, gargamelowatego kredensu, który straszył u mnie od dekad, budząc nieuzasadniony zachwyt u ludzi, którym imponują toporne rzeźbienia i nadprodukcja ornamentów.
Bo gargamelowaty kredens miał takowych bez liku. Poczynając od w miarę sensownych zdobień, które zdecydowałam zostawić, przez tzw. "różańce" (wszechobecne listewki z kulek, doczepiane do obramowań z listew prostokątnych [sic!]), ni to rustykalne, ni to zakopiańskie nakładki na szyby (z motywem pieczarek - masakra!) oraz geometryczne nacięcia, za cholerę nie pasujące do mebla z pretensjami stylowości: gargamel
Koszmarek.
W przypływie odwagi graniczącej z desperacją postanowiłam toto podrasować i przemalować na biało.

Albowiem miesiąc temu zakochałam się od pierwszego wejrzenia w stylu prowansalskim.

Zakochałam beznadziejnie i całkowicie. Beznadziejnie - bo nie mam możliwości, by stworzyć sobie klasyczne, prowansalskie wnętrze, i całkowicie - bo zdecydowałam się przemalować wszystkie meble (tj. kredens, pianino, regał na książki, fotel, taboret i rozkładane wyrko - że o ramkach i bibelotach nie wspomnę).

Nie bacząc na głos zdrowego rozsądku (reprezentowany przez Tatę - któremu bielenie mebli wydało się objawem szaleństwa), za to wspierana przez Mamę, która także szczerze nienawidziła ciężkich, gargamelowatych ornamentów, ruszyłam do walki z materią.
Na pierwszy ogień poszedł największy i najbardziej wymagający potwór - tj. kredens oraz pianino. Wiedziałam wszak, że jeśli obu dam radę - to dam radę wszystkiemu. Wiedziałam też, że zaczynając od czegoś drobnego - typu fotel czy ramka - oklapnę jak balon, z którego uszło powietrze, przerażona rozmiarem przedsięwzięcia i perspektywą starcia się z dębowym gigantem.

Zatem zakasałam rękawy i... zadzwoniłam do rodziców. Okazało się bowiem, że samodzielnie nie wyjmę drzwi kredensu z zawiasów. Nie mówiąc już o dalszym usuwaniu z nich ornamentów...
Tato przyszedł. Cierpliwie i fachowo rozparcelował mój mebel, zasiadł z dłutkami i śrubokrętami w kuchni i po paru godzinach obfitość ornamentów zmalała. Ja zaś sukcesywnie szlifowałam drzwiczki papierem ściernym, coby przygotować je do malowania.
Miałam do wyczyszczenia 11 elementów, więc ułożyłam je sobie w kuchni.
I to była przyczyna wypadku.
Bo gdy nazajutrz wróciłam do domu dość późno (winna paru lampek wina, wypitych z koleżanką), wparowałam impetycznie do ciemnej kuchni i - zapomniawszy o zdeponowanych tam gratach - wywaliłam się, uderzając prawym łokciem w stos masywnych dębowych płyt.
Efekt?
Gips i przymusowa retardacja upragnionej metamorfozy pokoju.

No ale nawet złamanie prawej ręki nie mogło mnie całkowicie powstrzymać. Dalsze szlifowanie mebli przeprowadzałam lewą ręką. A Tato, ujęty mą determinacją, odwiedzał mnie i pomagał, choć w domu czekały nań przedświąteczne obowiązki.
Cóż - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ;)

Przed Świętami sprężyłam się i ogarnęłam bałagan na tyle, by postawić choinkę i parę bibelotów w pokoju. Rzecz jasna nikt nie wierzył, że zdążę przed Wigilią.
Ale zdążyłam.
Choineczka malutka, sztuczna (przy kocie żywa na pianinie odpada), ale wyrzuciłam jej plastikowy stojak, zastępując go solidnym plastrem orzechowca, przyciętego jesienią w ogródku.

Na przemalowanym i ozdobionym pianinie stanęły najnowsze zdobycze z sobotniego targowiska - ramka i świecznik za grosze. Owalną ramkę z czarnego plastiku kupiłam za 2 zł, bo wypełniał ją łuszczący się kicz; żeliwny świecznik kosztował mnie 5 zł i był tak brzydki, że przez chwilę sama zwątpiłam, czy farba go uszlachetni.
Efekty oceńcie sami:

Btw, Fryderyk jest uniwersalny i potrafi się elegancko wkomponować w każdą aranżację ;) Zresztą trochę go u mnie jest... Ale o Nim innym razem.
Pozdrawiam :) 



  

1 komentarz:

  1. Zdecydowanie tak-farba go uszlachatniła!
    Tak trzymaj, bez żadnych ograniczeń przerabiaj ,przecieraj, zmieniaj, kształtuj swoje wnętrza na SWÓJ obraz i podobieństwo- dla siebie, dla DUSZY TWOJEJ:)))))

    OdpowiedzUsuń