poniedziałek, 28 stycznia 2013

Zaległe prezentacje

W pierwszej kolejności pragnę podziękować wszystkim Gościom i Obserwatorom, którzy przyjęli mnie tak życzliwie :) Dziękuję też Brujicie za nieoczekiwane wyróżnienie. To wszystko ogromnie mnie cieszy!

Jednakże wzięłam sobie do serca słowa M.Arty: No, chyba pora skończyć to chwalenie, bo dostaniemy łatkę "Towarzystwo wzajemnej adoracji"...
Teraz nie masz juz wyjścia, Magdaleno, jak brać się do pracy [...]
i postanowiłam pokazać, że oprócz radowania się z efektów cudzej pracy, coś tam też porobiłam ostatnio ;)

A jednak prezentację efektów odwlekałam dość długo.

Zdjęcia, które poniżej zamieszczam, chyba tłumaczą dlaczego. Powstały dwa tygodnie temu. Jednak konieczność uzupełnienia ich fotkami "sprzed" metamorfozy była bolesna i trudna.
Albowiem na zdjęciach-uzupełnieniach jest Kazio.
Kaziu-Kaziuzia-Kaziunia w jednym ze swych ulubionych miejsc, tj. na klawiaturze pianina, które postanowiłam odmienić.
Nie nauczyłam się dotąd dokumentować zmian krok po kroku. Przeróbki to dla mnie nowość, stąd brak przydatnych nawyków. Dlatego też nie mam zdjęć samego pianina; udało mi się utrwalić jego wcześniejszy wygląd jedynie dzięki temu, że Kazio ślicznie na nim leżał...


Jak widać, instrument był prostą bryłą bez cienia pretensji do najmniejszej choćby ozdobności. Dlatego zdecydowałam się go upiększyć.
W jednym z okolicznych sklepów nabyłam drewniane ornamenty i okrągłe listewki. Te ostatnie trzeba było zeszlifować, aby równo przylegały do pianina (tato pomagał).
Ornamenty zresztą też wymagały potraktowania papierem ściernym, bo sami doskonale wiecie, jak surowe są wszystkie produkty tego rodzaju :)
Potem wystarczyło nieco gwózdków bez główek, odrobina vikolu (wypełnił przestrzeń między łączonymi elementami) i mnóstwo akrylu, aby pianino nabrało charakteru i wdzięku.

Najtrudniejsze było malowanie okolic klawiatury; poradziłam sobie, wsuwając w przestrzeń między klawiszami i drewnem kartki od ksero, które zabezpieczyły klawisze przed farbą. Ponieważ jednak nie wyjęłam ich natychmiast po malowaniu, tylko - idiotka - pozwoliłam, by farba wyschła, miałam nie lada problem z ich usunięciem - przylgnęły jak przyklejone!
Na szczęście udało się je z trudem, ale bez przykrych konsekwencji, oderwać.

Widoczny na zdjęciach taborecik-podnóżek i stolik także przeszły metamorfozę. Niestety, nie mam ich fotografii sprzed. Kaziu nie siadał...


Na pianinie piętrzy się sterta rozmaitego badziewia, którym możnaby spokojnie udekorować ze trzy pokoje. Póki co jednak nie mam permisji na bielenie reszty mieszkania (choć wierzę, że ją w końcu uzyskam), toteż skazana jestem na gromadzenie u siebie wszystkich - starych, nowych i odnowionych - pierdółek ;)))


Chciałabym kiedyś mieć przestrzeń, w której pozwoliłabym im odetchnąć, zamiast komasować w tym ścisku... Cenię prostotę, lecz realia narzucają obfitość :/

A na zakończenie - jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości w kwestii mego fioła na punkcie Chopina, to teraz je straci:

To naturalnych rozmiarów kopie maski pośmiertnej i odlewu dłoni kompozytora, które udało mi się nabyć w Żelazowej Woli przed laty; w tle po lewej widać autentyczną pocztówkę z początków ubiegłego wieku - jedną z wielu, prezentujących ostatnie chwile Chopina. Udało mi się upolować co ciekawsze egzemplarze na Allegro (i nie tylko), ale póki co brakuje mi miejsca i ramki, aby je wyeksponować.
Poza tym wszechobecny moribunda to dość makabryczna dekoracja mieszkania. Nie sądzicie? ;) 

11 komentarzy:

  1. Wiesz co, do glowy by mi nie przyszlo przemalowac pianino . Wyszlo Ci fantastycznie. Te zdobienia dodaly mu lekkosci i romatyzmu ( jesli romantyczne moze byc pianino ) . Ale chyle glowe za pomysl no i pewnie nie lada sie napracowalas. A co do moribunda, to z tego co wiem, to juz za zycia tak o nim mowil C.K.Norwid . Wszystko zalezy jak czlowiek patrzy na rzeczy u innych w domu, ile o nich wie, o ich histori , o ich znaczeniu dla gospodarza domu. Przeciez to Twoj dom i urzadz go sobie tak-abys sie w nim czula jak najlepiej .Pozdrawiam Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga, Aniu :) Po przemalowaniu pianino wydaje się też delikatniejsze i mniejsze.
      Decyzja o bieleniu wszystkich mebli to był impuls, spowodowany "odkryciem" stylu shabby chic w internecie.
      Zakochałam się w bieli i to tak bardzo, że ciężkie brązy, rudości i beże zaczęły mnie wręcz boleśnie uwierać.

      Niestety, niedawno mieszkanie przeszło remont, więc wielu rzeczy - typu drzwi, podłogi i płytki - nie mogę zmienić. Ale wszystkie moje stare meble potraktowałam akrylową szpachlą i farbą. Ciężko było, fakt. I strasznie momentami (np. kiedy złamałam rękę), ale efekty mnie cieszą.
      Tylko brak kota wciąż smuci...

      Blogosfera tutejsza ciągle mnie zaskakuje; to niezwykłe - ujrzeć wzmiankę o Norwidzie w komentarzu na blogu :)
      Ale czy powinnam się dziwić, skoro tę społeczność tworzą ludzie o wysokiej kulturze i wyrafinowanym smaku? Cieszę się, że tu trafiłam :)

      Pozdrawiam Cię również,
      Magdalena

      Usuń
  2. Pieknie sie teraz prezentuje :) zmania na plus :)
    pozdrawiam
    AG

    OdpowiedzUsuń
  3. Chopina też uwielbiam, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak z Twoich słów nauka płynie?
    Niech Kazio częściej siada (kładzie się) na wszelkiej maści sprzętach - to będziesz pamiętała o fotografowaniu :)

    A swoją drogą to ogromnie podoba mi się pomysł metamorfozy pianina.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pianino samo w sobie jest b romantyczne ale zgadzam się z Anią teraz nabrało lekkości i delikatności...
    Ja kocham kolory, żywe barwy ale ta biel u Ciebie bardzo mi się podoba... Upiększaj swój świat a nam daj się tym pięknem cieszyć razem z Tobą ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem pod wrażeniem przemiany :)!... Teraz Ci smutno gdy patrzysz na zdjęcia Kazia, ale później będziesz wdzięczna, że je masz... Ja uwielbiam oglądać zdjęcia i Bufiego i Szimi, wiernych mi psich przyjaciół!...

    OdpowiedzUsuń
  7. No,kiedy mowa o Norwidzie, kieruję uszy w tę stronę, skąd słowa o nim płyną...
    Podejrzewam , ba- nawet jestem pewna,że cała moja wrażliwość od czytania Norwida pochodzi...
    Ale od początku-gdyby nie Twoja wzmianka,że metamorfozy sprzed dwóch tygodni, jak nic stwierdziłabym żartując,że moje słowa mają moc sprawczą..
    Spdziewam się po Tobie, Magdaleno nie tylko tak niezwykłych przemian jak wspomniane wyżej pianino.Zmiana,jaką przeszło jest właściwie nie do porównania z niczym innym.
    Spektakularna.
    To jedyne słowo,jakie ciśnie mi się na usta(?)
    Dom jest naszym azylem, schronieniem, twórz go na swój własny, niepowtarzalny sposób.
    Patrząc jak kształtujesz swoje otoczenie, juz nie mogę sie doczekać,kiedy pokażesz kolejne odsłony...jak dla mnie, idziesz w bardzo dobrym kierunku:))
    A zresztą kiedyś zobaczę to wszystko na żywo- mam przecież ZAPROSZENIE od Ciebie!
    Prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że masz, Droga M.Arto :)

      Norwid jest mi szczególnie bliski; rzecz jasna, wszystko zaczęło się od Fortepianu Szopena... A potem sięgnęłam po więcej.
      W Norwidzie nauczyłam się cenić erudycję, filozoficzną głębię oraz leksykalną dyscyplinę - dzięki której jego poezja odbiega od podówczesnej twórczości romantyków.
      Norwidowi zawdzięczam również własne upodobanie do... myślników :)

      Usuń
  8. Metamorfoza pianina, że hej :) Super :)

    OdpowiedzUsuń
  9. mój profesor od fortepianu, tak by mnie pogonił, gdyby zobaczył na pianinie leżące bibeloty, że bym do końca życia popamiętała, że to nie komoda i żadny inny mebel i że to profanacja instrumentu - takie układanie innych przedmiotów na instrumenicie!!

    OdpowiedzUsuń