Kilka dni temu Brujita zaprosiła mnie do zabawy "Siedmiu wspaniałych". Oto zasady zabawy:
1. Wymieniasz 7 Twoim zdaniem najwspanialszych panów (nie gra roli, czy cenisz ich za piękną buźkę, czy też za jakieś inne przymioty, grunt, żeby Tobie się podobali;
mogą być aktorzy, postacie animowane - byle płeć męska :)
2. Uzasadniasz przynajmniej jeden wybór (dlaczego ten, a nie inny pan).
W miarę możliwości wstawiasz fotkę albo filmik.
3. Piszesz, w jakiej kolejności tworzysz swoją listę Wspaniałych.
4. Zapraszasz do zabawy kolejną osobę
A zatem zaczynamy! Kolejność wg ważności i (również) chronologii :)
Niekwestionowanym nr 1 wśród mężczyzn mojego życia jest oczywiście mój Tato :) To najwspanialszy facet, jakiego znam!
Dzięki niemu jestem taka, jaka jestem - bo to on podsuwał mi lektury, kiedy nauczyłam się czytać. To on rozbudził we mnie miłość do wiedzy, dociekliwość i filozoficzne zacięcie. To on wreszcie ukształtował moją wrażliwość, jako że sam jest wyczulony na piękno, zarówno to, formowane myślą ludzką, jak i to, które tworzy Bóg i natura.
Niestety - Tato nie wyraził zgody na publikację swego wizerunku mówiąc: "Pokazujesz tu ładne rzeczy i lepiej tego nie zmieniać" :)
Nr 2 to, rzecz jasna, mój Chopin :)
Artysta absolutny, a przy tym człowiek wyjątkowo szlachetny, prawy i odpowiedzialny. Gigant pracowitości, perfekcjonista do bólu - nie uległ modom ani presji otoczenia, by tworzyć oratoria i opery. Pozostał wierny fortepianowi, tworząc tak, jak dyktowało mu serce.
Dzięki temu jego utwory są idealne; cechuje je ten sam rodzaj perfekcji, który emanuje z dzieł Mozarta. Tyle że Chopin tworzył w bólu, wśród potu i łez. Mozartowska spontaniczność podczas notowania pomysłów była mu niestety obca. Ale tym bardziej wypada docenić piękno mozolnie cyzelowanych utworów.
Chopin nauczył mnie konsekwencji i precyzji działania. Zawdzięczam mu także niesłabnącą inspirację - generalnie wszystko, co w życiu udało mi się osiągnąć, miało Chopina w temacie :)
Najwyraźniej rację miał markiz Astolphe de Custine, gdy pisał:
Jedynie sztuka, tak jak Pan ją odczuwa, zdoła połączyć ludzi rozdzielonych realną stroną życia; ludzie kochają się i rozumieją przez Chopina.
Nr 3 to profesor Ryszard Przybylski; wybitny historyk literatury, specjalizujący się w twórczości XIX-ego wieku.
Prof. Przybylski napisał fenomenalną monografię, poświęconą... zgadnijcie komu (hehe ;)), pt. Cień jaskółki. Esej o myślach Chopina. Oczywiście to tylko jedna z wielu prac autorstwa tego znakomitego literaturoznawcy, który wywarł ogromny wpływ na mój sposób pisania. Epicki styl jego esejów porwał mnie i zachwycił, odciskając się trwale na mym idiolekcie.
Nr 4 to... Thomas Edward Lawrence, autor Siedmiu Filarów Mądrości, znany jako Lawrence z Arabii.
Jakaż ja byłam w nim zakochana... Przypadkowo obejrzałam fragment filmu, poświęconego tej wyjątkowej postaci i wpadłam po uszy.
Wyjątkowo błyskotliwy, utalentowany i wykształcony, zrobił to, czego nie potrafili dokonać rodowici arabscy przywódcy: zjednoczył zwaśnione plemiona i poprowadził je przeciw Turkom.
Był zarazem postacią tragiczną - kolejnym przykładem, dowodzącym, że heroizm ociera się o szaleństwo, a wielkość bywa destrukcyjna dla duszy.
Zakochałam się nie tylko w poruczniku Lawrence (kreowanym przez Petera O'Toole), ale przede wszystkim w pustyni. Do dziś tęsknię do żaru afrykańskich piasków, marzę o fantastycznych formacjach skalnych pustyni Wadi Rum... Chciałabym znaleźć się tam kiedyś, całkiem sama. To najlepszy sprawdzian charakteru i test dla instynktu przetrwania.
Nr 5 to pianista, Janusz Olejniczak. Rzecz jasna kojarzyłam jego nazwisko, ale nie zwracałam nań większej uwagi (non plus ultra w chopinowskich interpretacjach to imho Artur Rubinstein i Krystian Zimerman). Zmienił to jednak film Żuławskiego pt. Błękitna Nuta.
Pan Janusz Olejniczak kreował tam Chopina i to z taką sugestywnością, że zafrapował mnie i to okrutnie :) "Odkryłam" wówczas, że jest nietuzinkowym pianistą, wyjątkowo wrażliwym, uduchowionym, lirycznym. Jest też czarującym człowiekiem. Niestety, śmierć syna wstrząsnęła nim bardzo mocno...
Nr 6 to mój bliski i wyjątkowy Przyjaciel :) Niespełniony skrzypek, wielbiciel Sapkowskiego i poezji Kaczmarskiego:
To on rozbudził we mnie namiętność do literatury fantasy (którą a priori gardziłam, choć jej w ogóle nie znałam!), on wprowadził mnie w tajniki rozsądnych i skutecznych treningów - dzięki czemu zrehabilitowałam sobie częściowo nadgarstek i wypracowałam malutkie bicepsy :). Mnóstwa rzeczy, których nie dały mi książki i studia, nauczyłam się dzięki niemu.
Nr 7 jest... aktorem. Wstyd się przyznać, ale tak bardzo zafascynowała mnie jego twarz, że nauczyłam się grafiki cyfrowej. Gdyby nie on, zapewne nie sięgnęłabym po tablet. To Jason Isaacs, odtwórca Luciusa, wrednego blond czarodzieja w serii o Harrym Potterze ;)
Ekspresja jego twarzy sprawiła, że był moim Muzem przez długi czas...
Oto i moich "Siedmiu wspaniałych"; rzecz jasna nazbierałoby się ich więcej (nie wymieniłam żadnego z fighterów ani heavymetalowych muzyków ;))), ale w rankingu najlepszych nie było już dla nich miejsca.
Dziękuję Brujicie za zaproszenie do zabawy. Ja ze swej strony pragnęłabym zaprosić...
Cholerka, kogo?
Jest ktoś chętny? Daję czas do jutra, a potem sama wytypuję - zatem uwaga: albo "kto pierwszy, ten lepszy", albo "niech ktoś się poświęci dla innych" ;)
Pozdrawiam Was ciepło,
M.