Co jedni wyrzucają na śmietnik, dla innych bywa cenną zdobyczą.
Abstrahując od symbolicznej granicy, Nałkowska podsumowała zjawisko równie stare, jak sama ludzkość. Stare i jednocześnie niezmienne - powiedzenia są tego dowodem: "Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia"; "Nic nie jest takim, jakim się wydaje", i - einsteinowskie - "Wszystko jest względne".
Wszystko jest względne.
Czy jest?
Relatywizm moralny stał się modny w obecnych czasach; dobro przestało być wartością bezwzględną, natomiast nagminnie utożsamiane jest z tym, co dla konkretnego człowieka korzystne. Mentalność Kalego rządzi.
Ale czy może być inaczej w świecie zamożnych i możnych, dla których szary człowiek ma wartość o tyle, o ile da się na nim zarobić? ;)
W świetle tych faktów ja jestem bezwartościowa. Konsument wszak ze mnie mizerny - kupuję głównie śmieci za grosze. Z perspektywy osób majętnych ja to fragment obmierzłego pospólstwa. Tłuszczy bez wrażliwości i stylu, o potrzebach zredukowanych do żarcia ;)
Prawdopodobnie "góra" nawet nie podejrzewa, że tam w dole, wśród trzody chwytającej resztki z pańskiego stołu, są byty, które chcą piękno tworzyć - bo tęsknią za nim okrutnie :)
Albowiem - raz jeszcze cytując Einsteina: Istnieje zbyt duża dysproporcja pomiędzy tym, kim człowiek jest, a tym, za kogo inni go uważają.
Do refleksji na temat względności, granic i zróżnicowanej percepcji skłoniły mnie moje skarby. Czyli cudze śmieci :)
Widzicie m.in. sławetne konsolki, kupione za 2 zeta/sztuka, widzicie gratisowe aniołki-psie kupy, widzicie śliczne ptaszki za złotówkę.
Nie uwieczniłam jednak aniołków, które prezentuję wewnątrz ram po metamorfozie. Zanim zreflektowałam się, że warto te plastikowe kicze uwiecznić, zdrapałam z nich brokat i zdążyłam przemalować kompletnie.
Rzecz jasna paskudztwa te to także gratisy.
Patrząc na nie przypominam sobie powiedzonko mojego profesora: "Uwielbiam aniołki o twarzy idioty". Gwoli wyjaśnienia dodam, że profesor ów to ceniony antropotanatolog, zajmujący się nekropoliami i funeralną kulturą. Stąd jego częste wizyty na cmentarzach i kontemplowanie różnych szpetnych aniołków na grobach ;)
Konsolki po metamorfozie prezentują się tak:
Na konsolkach zaś - Maryja, zrobiona z butelki na święconą wodę; przemalowany markiz i - tylko na moment - Chopinek.
A niżej - znany już kinkiet, ozdabiany wręcz ustawicznie :) W sobotę oderwał mi się od ściany, gdy zakładałam nań sznury kryształków, zmontowanych z korali i drutu. Btw, na większej fotce po lewej widać kopię portretu Chopina pędzla Delacroix. Namalowałam ją wieki temu...
Ptaszki były śliczne od samego początku; a jednak przemalowałam je na biało.Cóż - shabby white zobowiązuje. Tyle że moje shabby jest dyskretne ;) Zbyt ostrożnie traktuję te moje bielone drobiazgi. Będę je sukcesywnie podniszczać.
A może kiedyś zdrapię z nich biel całkowicie? Były wszak śliczne. Kto wie, czy nie ładniejsze, niż teraz.
A wracając do metamorfoz udanych - tymczasowo plastikowe gratisy tkwią w ramkach; być może kiedyś, zamiast nich, w ramach pojawią się lustra. Ale to odległa perspektywa. Póki co mam fioła na punkcie anioła ;)
W kuchni suszą się też dwa anioły-psie kupy, którym dorobiłam utrącone skrzydła, przemalowałam i przetarłam - ale nie mam pojęcia, gdzie je umieścić... Cóż - trzeba poczekać na przypływ inwencji. Może w weekend coś mi zaświta.
Dobrze foci się, kiedy słońce za oknem. Od razu wszystko nabiera i wymiaru, i blasku. Dziś nie było u mnie wiosny - było.. LATO. 27 stopni w słońcu!
Cudownie!
Czego w najbliższych tygodniach Wam (i sobie też) szczerze życzę.
Wszak wszyscy pragniemy ciepła, światła, pogody.
Nawet jeśli ta ostatnia jest tylko dla bogaczy ;)
p.s. na blogu Brujity pojawiły się smakowite słodkości. Warto się ustawić w kolejce, bo prawdziwa to uczta dla oczu i pokusa dla amatorów truskawek!