I zagościł nie tylko na niebie :)
Gdybym biedaka nie przygarnęła, wylądowałby na śmietniku. Nie miał kawałka skrzydła ani nóżki i pokrywał go ohydny, błyszczący lakier. Ale od czego jest modelina, szpachla, farba i samozaparcie?
Jak widać, modelinowa forma w miejscu brakującego kawałka skrzydła wpasowała się znakomicie :) Chwilę później dorobiłam utrąconą nóżkę. Całość poszła do piekarnika, aby stworzyć stabilną bazę pod szpachlę i dalszą obróbkę.
A oto jak aniołeczek prezentuje się po zakończeniu kuracji. Ma pulchną nóżkę i skrzydło:
Dla dwóch, naprawionych dużo wcześniej aniołków, nadal brakuje mi miejsca. Ale załapały się na sesję zdjęciową wraz z wiankiem z glinianych róż.
Po raz pierwszy w życiu miałam kontakt z gliną.
Ku mojemu zdziwieniu, róże ulepiłam dość szybko i bez problemów - natomiast problematyczne okazało się umocowanie ich na drewnianej obręczy. Żaden klej nie chciał trzymać! Ale udało się z montażowym (tak, M.Arto - przetestowałam go zanim jeszcze dotarł do mnie Twój mail :)).
Oto, jak pierwotnie wyglądały aniołki "psie kupy":
A tak wyglądało lepienie glinianych róż - czyli mój wianek in statu nascendi:
Aniołki po dodaniu skrzydełek i przemalowaniu:
Wiankowi z gliny samoutwardzalnej towarzyszą kwiaty z ogrodu rodziców :) W doniczce z targowiska rzecz jasna, którą także pobieliłam po swojemu:
Pamiętacie ceramicznego ptaszka, którego przemalowałam już wcześniej? Coś mi w nim nie pasowało, więc postanowiłam ozdobić go pisankowym reliefem i nieco mocniej postarzyć:
Kończę na dziś, bo coś pobolewa mnie głowa. Pewnie to skutek dnia spędzonego na świeżym powietrzu - za dużo słońca, skoków temperatury itp.. Organizm nie zdążył się przyzwyczaić :/
Ja natomiast nie mogę się przyzwyczaić do obecności świeżych kwiatów. Przez 10 lat życia z kotem musiałam z nich rezygnować, bo Kaziunia uwielbiał wspinać się na bukiety, przewracać wazony, skubać listki i kwiaty (tulipany i róże smakowały mu wprost wybornie!).
W związku z tym kwiaty gościły u mnie dość rzadko, i teraz - kiedy się pojawiają - nie mogę się nimi nasycić:
Jaka szkoda, że nie można ich zatrzymać przez cały rok... Pozostają mi więc te gliniane, którym daleko do świeżych i wonnych pierwowzorów. Ale mają walor, którego brak dziełom natury: dostarczają radości i satysfakcji ich twórcy :)
Wszak każdy drobiazg - czy to naprawiony, czy stworzony od zera -bywa dla nas powodem do dumy, nieprawdaż? :)